
Nazywają go z pietyzmem „potworem”: Naoya Inoue posiada obecnie pasy mistrza świata wszystkich liczących się federacji bokserskich w dywizji bantamweight. Japończycy chcą jednak więcej.
Zamieszanie jest raczej regułą w światowym boksie, gdzie rywalizujące ze sobą federacje wolą mieć własnych posiadaczy tytułów w 17 kategoriach wagowych. Istnieją „Super Champions” i „Regular Champions”, a także „Interim”, „Junior” i „Baltic Champions” na życzenie. Na tym tle tym bardziej wyróżnia się tak wyjątkowa postać jak Naoya Inoue.
Odkąd 1,65-metrowy profesjonalista z Jokohamy pojawił się w bantamweight, czyli limicie do 53 kilogramów nazwanym na cześć indonezyjskiego kurczaka, nie ma już dwóch opinii na temat tego, kto jest najlepszy. A od wtorkowego wieczoru czasu japońskiego nie ma żadnego istotnego pasa mistrzostw świata, którego by nie posiadał.
Jedenaście rund i kolejne 69 sekund potrzebował „The Monster”, jak jest czcigodnie nazywany, w wyprzedanej Ariake Arenie w Tokio, by ukraść Paulowi Butlerowi ostatni brakujący jeszcze tytuł World Boxing Organisation (WBO). Tym samym potwierdziły się ponure przeczucia 34-letniego Anglika (34 zwycięstwa, trzy porażki).Dzielny profesjonalista z hrabstwa Cheshire zwierzył się lokalnym mediom, że „nie ma złudzeń co do wielkości czekającego mnie zadania”.
Knockout odds like Mike Tyson once did
W chwili prawdy również tylko dzięki zwartej osłonie i wielkiej zdolności do cierpienia dotarł w ogóle tak daleko na oczach 15 tysięcy naocznych świadków – aczkolwiek za cenę tego, że nie był w stanie wygrać ani jednej rundy z „fenomenalnym bokserem” (Butlerem) i według statystyk ledwie był w stanie zadać cztery ciosy na rundę.
Wybuchowa seria ciosów zainicjowana prawym na korpus zwaliła Butlera z nóg w rundzie jedenastej. Wszelkie próby podniesienia się zadawały kłam szklistemu spojrzeniu. Tym samym Inoue zakończył również swoją 19. walkę o tytuł z rzędu (19 zwycięstw) w stylu obecnie najbardziej dominującego ze wszystkich mistrzów boksu. „Winner by knockout” lub „winner by stoppage” – taki werdykt pada niemal za każdym razem, gdy twen o posturze dżokeja prześlizguje się przez liny ringu.
Od czasu debiutu przed dziesięcioma laty ten niezwykle zwinny bywalec pozostaje niepokonany w 24 porównaniach; jego współczynnik nokautów (prawie 90 procent) dorównuje Mike’owi Tysonowi, a czcigodne pismo branżowe „The Ring” od lat wymienia go wśród najlepszych pięściarzy „pound for pound”, czyli we wszystkich kategoriach wagowych.
Gwałtowny rozwój nastoletniego bohatera, który stał się groźnym na całym świecie mistrzem boksu, może wydawać się tak śmiały, jakby został wyjęty z komiksu manga. Ale zniszczenia, jakie Inoue pozostawia w ringu, to nic innego jak fantazja. 29-latek oczyścił swoją klasę do tego stopnia, że jego przeciwnicy teraz prawie nie zasługują na to miano. Szacunek dla kieszonkowego niszczyciela, który w 2019 roku wygrał turniej World Boxing Super Series, od dawna jest więc powszechny. Eddy Hearn, szef światowego lidera Matchrooom Boxing, uważa, że Inoue jest po prostu „niesamowity”. Ikona boksu Mike Tyson nobilitował go jako „mean little shit”, a dla amerykańskiego promotora Boba Aruma jest „najlepszym bokserem, jakiego sam widziałem od lat”.
91-letni weteran, który wprowadził już na rynek George’a Foremana i Sugar Raya Leonarda, kilkakrotnie prezentował japońskiego pięściarza w Ameryce i jest przekonany, że jego podopieczny może stać się „tak popularny jak Manny Pacquiao”, czyli megagwiazdą. Składniki boksu do tego też są. Trenowany i wychowywany przez swojego ojca Shingo od szóstego roku życia, Inoue potrafi w równym stopniu wstrząsnąć przeciwnikami za pomocą obu pięści. Nawet w amatorach nastolatek zdążył 48 ze swoich 75 zwycięstw (sześć porażek) przed końcem, co tam się prawie nie zdarza. Inoue ma niezwykłe oko do najmniejszych luk w obronie przeciwnika, niestrudzenie wywiera presję, która wywołuje ogromne napięcie, a także jest bezkompromisowym „finiszerem”.
Ale podziw wciąż krąży głównie w wewnętrznym kręgu. Tam urywki z jego najbardziej spektakularnych walk pod marsowymi tytułami („Ten Naoya Inoue Knockouts that Shocked the World”) stają się istnymi hitami YouTube. Po za tym popularność rozwija się dość chwiejnie. Ma to również związek z różnymi strefami czasowymi i kulturami. Jeśli Inoue boksuje wieczorem w swojej ojczyźnie, tak jak we wtorek, dociera do niewielu widzów na żywo poza regionem Azji. Kiedy leci za ocean do Ameryki, potrafi przekonywać pięściami, ale nie językiem: w tłumaczeniu jego autoprezentacja jest raczej zwięzła, a także nieco sztywna.
Co więcej, nawet najlepsi bantamweights zawsze byli przyćmieni przez większych bohaterów ringu. Od Abe Goldsteina do Johnny’ego Tapii pozostali „pułkiem małych, nerwowych mężczyzn”, jak to ujął hiszpański dramaturg Eduardo Arroyo, których pojedynki doceniają tylko smakosze. To może stać się dla Inoue jeszcze jednym powodem do wspinania się w górę kategorii wagowych, by rywalizować z jeszcze silniejszymi przeciwnikami.
Tak więc, po „najdumniejszym momencie mojej kariery”, pierwszy od pięćdziesięciu lat jednogłośny mistrz świata w kategorii bantam ogłosił, że teraz awansuje do kolejnego limitu, super bantam lub wagi półciężkiej. Był „podekscytowany, aby zobaczyć, co jest możliwe” – oświadczył miniaturowy dominator jeszcze w ringu. Po wszystkim zwrócił się w stronę swoistej rodzinnej uroczystości w szatni. Jego młodszy o trzy lata brat Takuma również wygrał swój ringowy pojedynek na tym samym obiekcie, tyle że w programie wstępnym; obecnie ma 17 zwycięstw w 18 pojedynkach w wadze piórkowej.